Tajemnice ATARI

Wings Of Death I i II


    "Skrzydła Śmierci" - tak został nazwany przedziwny obiekt latający, który pilotowałem usiłując wypełnić misję, jaką autorzy gry wymyślili dla miłośników strzelania do wszystkiego, co pojawia się na ekranie. W pierwszej wersji wcielamy się w niepozornego owada z rodziny błonkoskrzydłych, który dzielnie ostrzeliwuje zapory z czaszek i tym podobne pułapki, a także stacza samobójcze pojedynki z wielokrotnie od siebie większymi ptaszyskami. Na szczęście walka nie jest tak do końca nierówna - jeśli uda nam się schwytać pozostające po unicestwionych przeciwnikach "bonusy", zwiększymy znacząco swą siłę bojową, a nawet rozmiary, przeobrażając się z "osy" w pięknego i groźnego orła. Niekiedy jednak możemy paść ofiarą własnej zachłanności, bowiem zdarza się, iż obiekt uważany przez nas za nagrodę, w rzeczywistości jest kolejną pułapką, przez którą tracimy bezcenną energię. Potrzebujemy jej (energii) wiele zwłaszcza na końcu każdego etapu, gdyż przejścia na wyższy poziom strzeże straszliwa, monstrualnych rozmiarów bestia, którą musimy unicestwić w długotrwałym i niesłychanie wyczerpującym pojedynku. Dobrze jest także zwrócić uwagę na zdobycie jak największej siły rażenia. Im lepiej jesteśmy uzbrojeni, tym łatwiej przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Tę banalną prawdę warto mieć na względzie przy gromadzeniu bonusów, by nie dać się ponieść manii zbierania wszystkiego, co tylko pojawi się na ekranie po zniszczeniu przeciw.

   W drugiej wersji gry noszącej tę samą nazwę, pilotujemy coś, co niewątpliwie jest wytworem zaawansowanej cywilizacji technicznej i stanowi skrzyżowanie nowoczesnego samolotu z pociskiem rakietowym. Ten tajemniczy obiekt, znacznie większyj niż "osa", która tak dzielnie stawiała czoła przeciwnikom w "Wings of Death I", dysponuje nieporównanie efektowniejszym (i skuteczniejszym) uzbrojeniem. Siłę ognia również można potęgować zbierając "bonusy". Niestety, wrogowie, z jakimi przyszło nam walczyć również stali się dużo więksi i potężniejsi. Wiele na tym zyskała strona graficzna gry, bowiem wszystkie stwory stały się doskonale widoczne - nie sposób rozbić się o coś, co po prostu przeoczyliśmy (taka niemiła przygoda zdarzyła mi się kilkakrotnie w pierwszej wersji gry - tam wszystkie elementy są bardzo małe i rozmieszczone bardzo blisko siebie, znacznie utrudnia to manewrowanie "Skrzydłami Śmierci"). Nie zacieraj w tym momencie rąk Drogi Czytelniku, Twoje zadanie nie stanie się łatwiejsze! Poziom trudności jest tu równie wysoki, uważaj więc na joystick, a najlepiej już teraz zacznij odkładać pieniądze na drugi. Miej, się na baczności. Zostałeś ostrzeżony.

   Scenariusz gry,jak nietrudno zauważyć, nie przewiduje rozwiązywania skomplikowanych zagadek logicznych,tutaj powodzenie misji uzależnione jest od spostrzegawczości gracza, jego zręczności, mocnych nerwów i stopnia opancerzenia joysticka. Uważam jednak, że z dwóch powodów gra (obie wersje), zasługuje na uwagę. Po pierwsze: bardzo ładna oprawa graficzna - znacznie ładniejsza w drugiej wersji gry. Widzimy tu najprzeróżniejsze potwory, narysowane z drobiazgową dokładnością i mnóstwem szczegółów. Warto przyjrzeć się im dokładniej, nawet za cenę utraty "życia" (tym bardziej, że ma się do dyspozycji trzy). Każdy z poziomów ma własną faunę i florę, choć za każdym razem jest ona równie nieprzyjazna, to jednak nie sposób odmówić jej swoistego uroku. Oprawa dźwiękowa jest drugim atutem gry (gier). Szczególnie ciekawe są samplowane efekty specjalne w "Wings of Death II". Pomijając odgłosy towarzyszące strzelaniu i eksplozjom, chciałbym wspomnieć o "komentarzach", jakie słyszymy w trakcie gry. Gdy zbierzemy jakiś bonus, zostajemy poinformowani o rodzaju uzyskanej broni słysząc słowo "blaster" lub "laser", zależnie od tego, co w danym momencie zdobyliśmy. Jeżeli wrogowi uda się nas pokonać,odchodzimy z tego świata przy akompaniamencie szyderczego śmiechu. Chcąc posłuchać tych znakomitych efektów, nie musimy koniecznie wyłączać muzyki, istnieje opcja umożliwiająca słuchanie muzyki wraz z włączonymi efektami, swoją drogą szkoda, że jest to pewien ewenement, przynajmniej ja zetknąłem się z taką możliwością po raz pierwszy. Animacja w grze jest poprawna - nie można jej niczego zarzucić, ale nie jest też szczególnie odkrywcza. W każdym razie dużo dobrej zabawy, i o to chodzi!

Marcin Syta

Quadralien

   Propozycja dla miłośników wędrówek po niekończących się labiryntach. Tym razem należy uchronić od zagłady Układ Sło- neczny i pokonać wrogich przybyszów z kosmosu, którzy opanowali gigantycznego sztucznego satelitę - elektrownię i przez swą głupotę mogą doprowadzić do jego eksplozji. Gracz ma do dyspozycji sześć robotów, zwanych droidami, przemieszcza się za ich pomocą po komorach rozmieszczonych na trzech poziomach bazy. W celu zrealizowania misji musi dostarczać w odpowiednie miejsca wodę do chłodzenia reaktora, niszczyć radioaktywne obiekty, absorbować energię. Nie wolno zapominać o kosmitach, których "matka" (czyżby byli oni zorganizowani na podobieństwo pszczół?) kryje się gdzieś w korytarzach bazy. Należy ją odszukać i bezwzględnie unicestwić, w przeciwnym razie nadal stanowić będzie zagrożenie.

   "Quadralien" jest grą labiryntową o dość wysokim poziomie trudności. Korytarze bazy są bardzo rozległe, łatwo stracić w nich orientację. Gracz może też strwonić sporo cennego czasu na zidentyfikowanie i określenie przeznaczenia znajdujących się tam przedmiotów. Instrukcja dołączona do gry jest dość obszerna, ale niestety została fatalnie przetłumaczona i roi się od błędów wszelkiego rodzaju. Niektóre użyte w niej sformułowania mogą doprowadzić do lekkiego zamętu w głowie gracza (tak, jak to było w moim przypadku). W końcu jednak, gdy już wszystko wiemy na temat droidów oraz systemów kontroli entropii, możemy rozpocząć zabawę. Grafika nie jest tu szczególnie porywająca, należy jednak wziąć poprawkę na wiek gry - do najnowszych nie należy. Roboty - pojazdy mamy możliwość zobaczyć podczas zapoznawania się z ich charakterystyką i dokonywania wyboru tych, którymi chcemy się poruszać. W trakcie wykonywania misji sterujemy mało atrakcyjną, symbolizującą dany pojazd kropą. Wszystkie znajdujące się na terenie bazy obiekty są również przedstawione w sposób symboliczny, nie są one zróżnicowane pod względem kształtu, co pomimo wprowadzenia niebrzydkiej kolorystyki, przy dłuższym graniu staje się męczące. W całej grze najładniej narysowane są plansze początkowe, przedstawienie samej bazy nie jest w żaden sposób oryginalne.

   Trudno także powiedzieć coś ciekawego na temat animacji, nie stanowi ona elementu podnoszącego atrakcyjność gry. Droidami steruje się bez żadnych "udziwnień", poruszają się w prawo, lewo, w górę i dół. I już. Pewnym problemem może być fakt bardzo szybkiej zmiany ekranu przy wjeżdżaniu w głąb danej komory. Ja w tym momencie zawsze traciłam orientację i było to dla mnie mocno irytujące. Nie udało mi się dobrnąć do końca gry, mam jednak nadzieję, źe ci, którzy zakupią "Quadralien", będą mieli więcej szczęścia i cierpliwości.

Basia

Powrót na start | Powrót do spisu treści | Powrót na stronę główną

Pixel 2001